Thursday, October 7, 2021

Cecora 1620-2021

 Salvete Omnes,

[in Polish]



w zeszłym, jakże  mocno plagami tego świata doświadczonym roku, nota bene oficjalnym ‘Roku Stanisława  Żółkiewskiego’,  mieliśmy okrągłą, bo 400 rocznicę, tego tragicznego et porównywalnego z Batohem 1652, wydarzenia w naszej historii militarnej zwanego wyprawą Cecorską.  


 

Ta  rocznica, jakże jest smutna i heroiczna zarazem, bo  dotyczy  jednej z największych klęsk w historii armii staropolskiej w walkach z agresją osmańsko-tatarską ale i przykładów  heroizmu et poświecenia - mianowicie chodzi o starcie wojsk koronnych (królewskich i prywatnych magnackich  oraz wolontariuszy) pod wodza hetmana wielkiego koronnego  Stanisława Żółkiewskiego z wojskami osmańskimi i wasalami Padyszacha Osmana II - tj. Tatarami krymskimi, Nogajami(Tatarami stepowymi z Budziaku i Dobrudży) i posiłkującymi  wojska bejlerbeja Wołochami.
Generalnie mówiąc, całość tej operacji jest znana jako bitwa pod Cecorą, choć składała się ona z marszu armii koronnej spod Mohylowa (Podolskiego) nad Dniestrem na stolice Mołdawii Jassy,  zatrzymania się w dawnym obozie warownym kanclerza  Zamoyskiego nad Prutem, 2-dniowych walk (w tym jeden w bitwie walnej przed wałami warownego obozem), negocjacji w oblężonym/blokowanym obozie,  oraz (29 IX-6X) nocnego marszu w szyku taborowym obronnym z obozu cecorskiego nad Prutem ku granicy królestwa jaka była rzeka Dniestr i ku ufortyfikowanym Mohylowie. 


 

Ale rocznica także dotyczy faktu śmierci hetmana wielkiego i jego podkomendnych w kontekscie  przykładu niezwykłego męstwa, wysoce etycznej i bohaterskiej postawy hetmana wielkiego prowadzącego ruchoma fortece taboru przez wrogi kraj (160km marszu w walce) w obliczu napierającego przeciwnika, przy niesubordynacji podkomendnych i ciągle dezintegrującej  się wewnętrznie armii koronnej, i finalnie wobec beznadziejnego położenia własnego i wiernych podkomendnych w czasie tragicznych i heroicznych zarazem wydarzeń ostatniej nocy (z 6 na 7 października) odwrotu.

Choć można rzec, ze przewiny hetmana były i są wielkie, to jego własna przelana krew i poświecenie życia podczas wypełniania obowiązków dowódczych  do końca na polach nad Dniestrem zmywają niejako hańbę klęski i zaniedbań na polu walki i dowodzenia armia powierzona mu przez Rzeczpospolita  i JKM Zygmunta III. 

Sama walna bitwa miała miejsce 19 września 1620 roku, gdzie jak wiemy ze źródeł i z analizy dokonanej min przez prof. Ryszarda Majewskiego (Cecora - rok 1620. Warszawa: MON, 1970.)   hetman wielki koronny Żółkiewski miał plan stoczenia bitwy przed obronnym obozem polskim, na równinie w zakolu rzeki Prut sprzyjającej atakowi przełamującemu polskiej jazdy kopijniczej (czyli husarii).
Hetman Żółkiewski planował pobić osmańskiego Iskander Pasze atakując 5 pulkami w oparciu o dwa bojowe taborki lewego i prawego skrzydła.
Jak wiele dobrych planów w historii militarnej, egzekucja tego planu zawiodła, i  w wyniku otworzenia się luki w szyku prawego skrzydła wydaje się, ze  klęsce a przynajmniej niepowodzeniu w walnej rozprawie uległy chorągwie husarskie pułków hetmana polnego Koniecpolskiego i Strusia, i chyba pułku Żółkiewskiego co doprowadziło do rejterady prawego skrzydła i centrum.

 Dziennik wyprawy wołoskiej podaje: 

''A iże z tylu tedy im nie przyszło i do złożenia kopii w obronie, ale porzuciwszy drzewka ku okopowi poczęli uchodzić. Potym nieprzyjaciel nastąpił na pulki hetmańskie, które in medio stały, tak dobrze, ze tył podali i Hetmana obydwie chorągwie stracone.'' [s. 102]

Klęsce uległy także chorągwie Lisowskie, a z powodu braku skutecznego kontruderzenia oblężeni żołnierze piechoty i czeladź tego taborku prawego skrzydła pozostawieni samymi sobie zostali zabici  lub wzięci w jasyr, kiedy armia turecko-tatarska w końcu wzięła szturmem ruchoma redutę (Hetmani nie byli w stanie zorganizować sprawnej odsieczy z powodu dezorganizacji armii).
Taborek i pulki  lewego skrzydła armii hetmańskiej dowodzonego przez księcia Koreckiego zdołały powrócić do obozu, formalnie spełniając swoja role na ten dzień.
Według prof. Majewskiego winę za klęskę ponosi sam hetman wielki.[Cecora, strona 191].


Reasumując to  prof. Majewski przyjmuje, ze armia polska zmniejszyła się o przynajmniej 2600-3000 żołnierzy i  pewna ilość czeladzi (bo Mołdawianie hospodara Grazzianiego zrejterowali do wroga).
Co prawda nie bierze Pan profesor w swoich obliczeniach dokładniejszych strat w czeladzi, o których chyba nic pewnego nie wiemy po za tym, ze stanowili cześć sił walczących i utraconych w taborze prawego skrzydła (tutaj uwaga - oprócz circa 1000 czeladzi zagarniętej przez tatarskie zagony pierwszego dnia pojawienia się ord pod walami obozu cecorskiego armii koronnej).

W nocy z 20 na 21 IX , w czasie wybuchłego tumultu, gdzie rabowała czeladź i cześć soldateski dobytek towarzyszy chorągwianych, w warownym obozie nad Prutem , cześć wojska zdezerterowała i tym samym armia hetmańska straciła kolejne circa 2000 żołnierzy, przynajmniej, i nieznana z liczby ilość czeladzi (za prof Majewskim, st 198), którzy to uszli z obozu w kierunku granic koronnych – tutaj wielkim winowajcą okazał się słynny Chmielecki a  także Jan Odrzywolski.  Za dezerterami rzucili się w pogoń Tatarzy oraz obserwujące po chrustach chłopstwo mołdawskie zajadłe na Polaków za rabunki i plądrowanie kraju.

 5000 żołnierzy i pewna liczba czeladzi pozostałych w okopanym obronnym obozie stanęło za hetmanem, który przyrzekł na Ewangelię nie uchodzić z obozu, chyba ze wszystkimi żołnierzami obronnym taborem.

Hetman zdecydował się jeszcze na rokowania, które trwały już od 23 IX , ale ostatecznie upadły i zostały zerwane 28 IX.
Hetman I jego otoczenie, pewnie będąc chyba pod wrażeniem, ze morale uszczuplonej mocno armii odbudowało się, przy konieczności prowadzenia walki i przy malejących zapasach, hetman wielki zdecydowali ruszyć  obronnym taborem ku granicy Rzeczpospolitej.
Tabor uszykował weteran wojen mołdawskich książę Samuel Korecki, przegrany spod Sasowego Rogu 1616 i uciekinier z niewoli sułtańskiej. Także okolu 2 godziny przed zmierzchem 29 IX  armia polska ruszyła z warownego obozu w zakolu rzeki Prut pod Cecora.


 

Porządek miał być następujący (‘Opisanie Wejścia do Wołoch’, s 496 - ustalony przez księcia Koreckiego):
straż przednia,

tabun koni wierzchowych na czele obronnego tabor  

tabor uszykowany w 6 rzędów wozów, w każdym rzędzie 100 wozów ciągnionych przez konie.

Na wozach stanowiących czoło taboru rozmieszczono 5 dział i pewna ilość hakownic, obok jako ruchoma obrona maszerowało 200 polskich hajduków i 100 niemieckich piechurów pod Farensbachem.

Po obu stronach wojennego taboru szły spieszone chorągwie husarskie i kozackie z bronią krotka(pistolety) i długa (karabiny-bandolety etc) nabita gotowa do strzału.

Tyl taboru alias ariergarda broniło 5 działek i pewna ilość hakownic, 500 piechoty polskiej i 50 niemieckiej oraz spieszeni lisowczycy. 

Ranni i chorzy byli na wozach wewnątrz taboru. 

Pościg tatarski i później turecki jak, i pierwszy poważny atak sil wrogich nastąpił dopiero następnego dnia, i kontynuowany był przez następne 2 dni. 2 X nadeszła piechota turecka Iskandera Paszy i nastąpił połączony atak turecko-tatarski na armie polska. Atak się załamał  jednak przy mężnym a sprawnym działaniu Polaków, a żołnierze piechoty niemieckiej zdobyli nawet utracone wcześniej 2 działka polowe.
Idący głównie nica w skrajnie niekorzystnych warunkach tabor polski przebył tedy 24km a następnego dnia 30 km, i 4 X doszła armia hetmańska do rzeki Reut.
Tutaj miała miejsce kolejna bitwa z atakującymi oddziałami turecko-tatarskimi, którą polscy obrońcy odparli, a następnie 5 X przeszedł tabor kolejne 30km (idąc nocą do południa).
W nocy z 5 na 6 X armia przeszła tylko 12-15km, i wyczerpany tabor zatrzymał się jedynie 12-15km (a możne 10km) od Dniestru i granicy państwa, i Mohylowa, kolo wsi Serwirini (dzisiaj Sauka).
Turecko-tatarska armia dokonała, jak się później okazało, ostatniej próby rozerwania i ataku na polski tabor, i odparta przez obrońców ograniczyła się pozostawania w pobliżu. Jedynie jak wilk wokół stada bizonów krążył przy polskim taborze wódz nogajski Kantemir murza na czele swoich wojowników z Bodzaku i Dobrudży.
Wydawało się, ze nic już nie powstrzyma szczęśliwego powrotu wojsk koronnych w granice Królestwa Korony Polskiej.

Według źródeł w czasie postoju grupa najbardziej poszkodowanych rabunkami z czasu tumultu 20-21 IX oficerów i żołnierzy-towarzyszy chorągiewnych zażądała od hetmana przeprowadzenia rewizji wśród czeladzi i innych 'swawolnych' [żołnierzy] w celu odzyskania swego dobra i ukarania swawolników a rabusiów. Hetman wielki odmówił temu żądaniu, ale przyrzekł surowo ukarać winnych już po przejściu Dniestru.
6 X wieczorem  tabor w szyku bojowym ruszył  ku granicy polskiej, i już po zmierzchu wybuchł tumult wśród czeladzi i swawolników, którzy rzucili się podobnie  jak we wrześniu do rabowania wozów, wyprzęgania koni  i brania  koni  z tabunu jezdnych koni idących w czele taboru i na tych schwytanych i zrabowanych  koniach zaczęła się zbiorowa ucieczka już całej zdezorganizowanej armii  ku przeprawom na rzece granicznej Dniestr. W czasie nocnego zamieszania cały obronny polski tabor przestał istnieć, a hetman wielki i hetman polny Koniecpolski  pozostali na czele palącego się już i nieobronnego taboru z około 300 ludźmi.


Wtedy to sędziwy hetman, siedzący na koniu, zsiadł z wierzchowca, przebił go szabla dając znak, ze nie opuści swoich podkomendnych.
Po przejściu około 1,5 km ta ostatnia zwarta grupa wojska polskiego pozostałego z armii koronnej zwana ‘hetmańska’ została rozproszona przez atakujących ja  Tatarów, i w konsekwencji tego rozproszenia grupy hetmańskiej hetman wielki pozostał z niewielka grupa rajtarów, hetmanem polnym Stanisławem Koniecpolskim i rotmistrzem Donhoffem, husarzem Abrahamem Złotopolskim, swoim sługą Kurzawskim i Silnickim. Dalsza walka okryta jest całunem mroku historii i nie wiemy jak zginał sam hetman wielki koronny. Oprócz tylko tego, ze po tym jak Złotopolski z Koniecpolskim wsadzili silą hetmana na konia podstawionego hetman wielki odgalopował z grupa około 300 jeźdźców polskich, którzy wyłonili się w mrokach nocy – I te mroki październikowej nocy pochłonęły Stanisława Żółkiewskiego na zawsze.
Chyba musiał być mocno świecący księżyc w czasie tego polskiego odwrotu znad Prutu ku polskiej granicy na Dniestrze.

Nazajutrz wrogi patrol odnalazł i rozpoznał ciało hetmana z ranami na ciele, z odcięta prawa ręka i głęboka raną skroni głowy, świadczącymi o gwałtownej a heroicznej walce wręcz na biała broń, około 2 km od granico. Iskander Pasza kazał odciąć głowę hetmanowi a owa głowę wysłał padyszachowi do Konstantynopola. 

Ciało odnaleźli wysłannicy żony hetmana wielkiego, Reginy Żółkiewskiej, a i później sama głowa została 'wykupiona z tureckiej 'niewoli' i pohańbienia.  Doczesne szczątki Stanisława Żółkiewskiego pochowała zona  w kolegiacie świętego Wawrzyńca w Żółkwi, gdzie wciąż się znajdują. 

Pacem Aeternam

...


 

valete

1 comment:

Dario T. W. said...

https://polona.pl/search/?filters=keyword:%22Mohyl%C3%B3w_Podolski_(Ukraina,_obw._winnicki,_rej._mohylowski)%22,public:1,hasTextContent:0 Mohylow Podolski w archiwalnej fotografii z Polona